sobota, 22 grudnia 2012

Wczoraj miał być koniec świata ;)

Czy tylko ja to przeoczyłam? ;P

Na szczęście telewizora nie posiadam, ale wiadomości na internecie przeglądam... A informacje, o zbliżającym się końcu świata, co najwyżej troszkę mnie... bawiły. Fakty o katastrofach naturalnych i innych dziwnych rzeczach pojawiały się co drugą wiadomość informacyjną już od kilku tygodni. Ale przepraszam bardzo, czy były to rzeczy, które się wcześniej w ogóle nie zdarzały, czy zwyczajnie nie poświęcano im tyle miejsca w mediach?

Swój osobisty armagedon przeżyłam w te wakacje oglądając u teściów zwyczajne "Wiadomości". Na półgodzinne wydanie programu nie pojawiła się ani jedna pozytywna informacja. Co chwilę news o tym, że kogoś okradli lub oszukali, afera taka i taka, gdzieś tam płoną hektary lasów, a bodajże na Zelandii wybuchł "uśpiony" wulkan. Pierwsze wrażenie - rety, toż to chyba koniec wszystkiego się zbliża... Wrażenie numer 2 - eeee, nie to tylko zwykłe informacje, które... mają co? Chyba tylko żeby zastraszyć obywateli? Innego powodu nie widzę.

No to jak to jest z tym końcem świata? Obserwujemy ku temu przesłanki od wielu lat, czy też są to zwyczajne anomalie klimatyczne, typowe dla naszej planety? Kalendarz Majów? Strasznie prosta sprawa, przez kogoś przekręcona i okrzyknięta Końcem Świata. A o co chodziło? Żeby zaczęło się coś nowego, coś starego musi się zakończyć. Czyli nie mamy do czynienia z zagładą tylko z końcem... hmmm... jakiejś epoki. Coś się skończyło, żeby coś innego mogło się rozpocząć.

A tak swoja drogą, skąd wzięła się u ludzi potrzeba przewidywania końca świata? Zlodowacenie się zbliża wielkimi krokami.  Może takimi rzeczami warto by się było zająć, a nie jakimiś magicznymi końcami świata?

No i jeszcze zawsze istnieje możliwość, że się zdziwimy jak dinozaury, kiedy Ziemia będzie miała pecha i znajdzie się na drodze czegoś dużego, szybkiego, mogącego zniszczyć wszystko nad czym pracowały pokolenia, jednym uderzeniem...

piątek, 21 grudnia 2012

Testujemy kosmetyki - odżywka do włosów


DOVE repair therapy
HAIRFALL CONTROL
Do włosów słabych i łamliwych




INFORMACJA Z OPAKOWANIA
Zaawansowana regenerująca technologia Dove zawiera MICRO MOISTURE SERUM, które pomaga regenerować zniszczoną powierzchnię włosa od cebulek, aż po same końce. Zamyka otwarte łuski włosowe i ułatwia rozczesywanie.
Pozostawia włosy wzmocnione i ułatwia rozczesywanie.


Firma Dove zawsze kojarzyła mi się z intensywnym nawilżaniem i odżywianiem. Stąd mi się wzięło analogiczne myślenie, że ta marka najlepiej się nada do włosów suchych i przesuszonych, a nie takich jak moje - czyli tłuściochów.  Ale była promocja... A ja jestem ciekawska ;D

Szukałam odżywki stricte przeciw wypadaniu włosów. Wiem, problem leży głębiej, a nie na powierzchni włosa i wypadałoby połknąć trochę skrzypu i tym podobnych rzeczy. Jednak wyszłam z założenia, że jakaś odżywka będzie o tyle pomocna, że ułatwi rozczesywanie. No bo po co mam tracić dwa razy więcej włosów walcząc z kołtunami? A skoro zdecydowałam się inwestować w odżywkę to niech już będzie ze specjalistycznej linii, nawiązującej do mojego problemu. 

Tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką odżywki do włosów firmy Dove.


1. Konsystencja:
Odżywka jest bardzo gęsta.

2. Zapach:
Przyjemny. Typowy dla szamponów i odżywek. Nie jest to jakiś konkretny zapach, ot pachnie jak kosmetyk do pielęgnacji włosów.

3. Wydajność:
Uważam, że jest wydajna. W sumie nic więcej nie można dodać - wszystko zależy od długości włosów.

4. Opakowanie:
Niestety tuba, ale przynajmniej "odwrócona". Kosmetyk spływa po ściankach cały czas na dół i o ile nie trzymamy odżywki w pozycji leżącej, jest szansa na wykorzystanie preparatu do końca ;)

5. Czy produkt jest wart swojej ceny?
Opakowanie 200 ml w regularnej cenie widziałam w przedziale 12-14 zł. Na promocji dorwałam za 7 zł ;D
Możliwe, że kupię go jeszcze raz. Na razie w kolejce czeka inny ;)


Jestem z niej bardzo zadowolona. Najbardziej podoba mi się to, że nie obciąża włosów i wbrew moim wcześniejszym obawom - nie przetłuszcza ich ;D 
Robi swoje. Ładnie wygładza i pielęgnuje włosy, a rozczesanie kołtunów to już nie problem, ponieważ nie ma czego rozczesywać ;) 
Natomiast co do wypadania włosów - uważam, że potrzeba czegoś więcej niż odżywka nałożona na szybko i po chwili spłukana. Także wybaczam brak spektakularnych efektów po zużyciu raptem połowy opakowania :)


czwartek, 20 grudnia 2012

Testujemy kosmetyki - maseczki z glinki - porównanie


Na tapetę biorę cztery firmy: Dermikę, Dermaglin, Bielendę oraz maseczkę, która pojawiła się w Biedronce (Wyprodukowane przez :Mineralne Kosmetyki Jacek Kordiasz)

Po przetestowaniu każdej z nich, zauważyłam pewne podobieństwa maseczek Dermiki i Bielendy, oraz Dermaginu do maseczki z Biedronki.
Jakaś różnica? Zasadnicza. W cenie ;D


Maseczka oczyszczająca PERFEKCJA firmy DERMIKA
do cery tłustej i mieszanej

Opis produktu:

Maseczka głęboko oczyszczająca z aktywną glinką zieloną, zmniejsza problemy cery tłustej i mieszanej. Działa lekko peelingująco, usuwa nadmiar sebum i martwe komórki z powierzchni naskórka. Wygładza cerę zmniejszając pory, poprawia i wyrównuje koloryt. Łagodzi objawy podrażnień, poprawia napięcie skóry, nawilża, ujędrnia i nadaje zdrowy, młodzieńczy wygląd.

Maseczka ma dosyć intensywny, ale nawet przyjemny zapach. W saszetce jest bardzo dużo produktu, jak dla mnie za dużo. No chyba, że ktoś faktycznie rozprowadza maseczkę również na szyję i dekolt, wtedy wszystko jest ok. Mnie trochę denerwuje, że kupuję maseczkę za 5 zł i nie mogę zużyć jej całej. Poporcjować jej się nie da, ponieważ glinka bardzo szybko wysycha. 1/3 produktu zawsze ląduje w koszu.


Eco Care Zielona Glinka firmy Bielenda
Bioorganiczna Maseczka na twarz, szyję i dekolt

Opis produktu:

Maseczka do skóry mieszanej, tłustej i trądzikowej zwężająca pory, zapobiegająca powstawaniu zaskórników i wyprysków. Usuwa obumarłe komórki naskórka, nagromadzone zanieczyszczenia oraz nadmiar sebum. Zapobiega powstawaniu zmarszczek. Doskonale odżywia, ujędrnia, poprawia elastyczność zwiotczałej skóry oraz wyrównuje koloryt szarej, pozbawionej blasku cery. 

Saszetka dzieli maseczkę na dwa opakowania, czyli na dwie aplikacje. W jednej części znajduje się odpowiednia ilość preparatu na pokrycie twarzy cienką warstwą. Jak dla mnie jest to w zupełności wystarczające ;)
Zapach jest znacznie delikatniejszy, niż ten w Dermice. Cena? Jakieś 6 zł. 
Patrząc na skład tej maseczki i Dermiki, na prawdę nie wiele się różnią. Co bardziej opłaca się kupić? ;)


BIO MASECZKA MATUJĄCA
PRZECIWTRĄDZIKOWA
100% Zielona Glinka Kambryjska + olej jojoba + arnika + rumianek

Opis produktu:
  • Usuwa trądzik
  • Oczyszcza pory
  • Redukuje łojotok
Naturalne i skoncentrowane minerały pochodzące z zielonej glinki kambryjskiej o działaniu matującym, przeznaczone dla skóry tłustej i mieszanej ze skłonnością do trądziku. BIO maseczka głęboko oczyszcza skórę, pochłania nadmiar wydzieliny gruczołów łojowych, usuwa zrogowaciały naskórek, skutecznie zwalcza zmiany trądzikowe i wyrównuje koloryt skóry. Po nałożeniu na twarz wyraźnie odczuwalne jest uczucie ściągnięcia powodujące zwężenie rozszerzonych porów. Zawarty w Zielonej Glince Kambryjskiej kompleks minerałów, głównie cynk i miedź regulują wytwarzanie sebum. Ekstrakt z rumianku łagodzi zaczerwienienia, arnika działa przeciwzapalnie i kojąco. Łatwo wchłaniany przez skórę olej jojoba pozostawia skórę wygładzoną i aksamitną.

Saszetka podzielona na dwa opakowania - duży plus. Produkt jest bardzo wydajny i skuteczny, ale... ten okropny zapach! Aż mnie szczypie w oczy ;( Nie do wytrzymania. Koszt ok. 6 zł. Byłabym na tak, gdyby nie dwie rzeczy. Pierwsza i oczywista - zapach. Druga - w biedronce pojawiła się maseczka z glinki kambryjskiej za jakieś 4 zł (saszetka również dzielona na 2)


DERMO MINERAŁY
MASECZKA REDUKUJĄC TRĄDZIK
ZIELONA GLINKA KAMBRYJSKA + Jedwab + Olej Jojoba

Opis produktu:
  • Działa antybakteryjnie
  • Oczyszcza
  • Zmniejsza łojotok
Bardzo skuteczna maseczka z zielonej glinki kambryjskiej o wysokich właściwościach regulujących wydzielanie łoju. W łagodny sposób usuwa martwe komórki naskórka, ułatwiając skórze oddychanie. Oczyszcza pory, łagodzi powstałe zmiany trądzikowe, krostkowe i zapobiega powstawaniu nowych. Silne właściwości przeciw trądzikowe zielonej glinki kambryjskiej zostały wzmocnione działaniem naturalnego oleju jojoba oraz solą sodową kwasu hialuronowego przyspieszającą regenerację skóry.

No właśnie, takie małe niespodziewane cudo. Bo słyszał ktoś kiedyś o Mineralnych Kosmetykach Jacka Kardiasza? Osobiście nigdy wcześniej nie spotkałam się z tą "marką". Produkt dorównujący maseczce Dermaglinu o 2 zł. tańszy, a o znacznie mniej inwazyjnym zapachu ;) Pierwszy raz dorwałam te maseczki w wakacje (chyba w lipcu), teraz znowu się pojawiły. Czyli jest szansa na zrobienie zapasów dwa razy do roku ;)



Co chciałam osiągnąć przez ten artykuł? W żadnym wypadku nie miałam w intencji zniechęcać kogokolwiek do Dermiki lub Dermaglinu! ;) Uważam po prostu, że warto mieć świadomość dostępnej alternatywy.

środa, 19 grudnia 2012

Testujemy kosmetyki - krem do twarzy


OGÓREK & LIMONKA firmy BIELENDA
SKÓRA MIESZANA I TŁUSTA

Bardzo przyzwoity krem do twarzy. Jestem z niego zadowolona :) Z chęcią dołączam go grona ulubieńców. Pierwszym jest opisany już wcześniej Garnier TUTAJ :) a kolejnym Ziaja NUNO, ale o nim więcej, jak mi się skończy Bielenda ;)




INFORMACJA Z OPAKOWANIA

Krem matująco - normalizujący to idealny kosmetyk w walce z błyszczącą skórą, pryszczami i zaskórnikami. Polecany do całorocznej pielęgnacji.
Zapewnia kompleksowe działanie:
- idealnie matuje skórę w ciągu całego dnia,
- intensywnie nawilża,
- pochlania nadmiar sebum i reguluje jego wydzielanie,
- zwęża i zamyka pory,
- zapobiega występowaniu wyprysków,
- łagodzi podrażnienia i zmiany trądzikowe,
- rozjaśnia przebarwienia,
- przeciwdziała powstawaniu zmarszczek.
Efekt - idealnie matowa, gładka, dobrze nawilżona cera. Pryszcze i przebarwienia zredukowane, pory skóry mniej widoczne.


1. Konsystencja:
Jak na krem nawilżający przystało jest bardzo lekki. Szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy.

2. Zapach:
Czuć delikatne przełamanie ogórka i limonki ;) Ta kompozycja jest bardzo orzeźwiająca :)

3. Wydajność:
W porządku. Wydaje mi się, że jest bardzo wydajny, ale jak zaznaczyłam już przy opisywaniu Garniera - zwykłam używać różnych kremów na dzień i na noc. Także używając kremu raz dziennie wystarcza na kilka miesięcy.

4. Opakowanie:
Słoiczek! :) Będzie można zużyć produkt do samego końca, bez żalu, że coś zostało na ściankach ;)

5. Czy produkt jest wart swojej ceny?
Uważam, że tak. Cena jaką oferuje producent wydaje się być uczciwa - 18 zł za 50 ml.

Dopiero przy kremach powyżej 30 zł. zaczynam mieć poważne wątpliwości, czy warto taką rzecz kupować. O tych w granicach 100 zł nie wspominając. Od dawna sięgam po kosmetyki z niższych półek i jak widać można w odpowiedni sposób pielęgnować ciało, za rozsądne pieniądze :)

Testujemy kosmetyki - peeling do twarzy


Peeling drobnoziarnisty Minerały morskie + krzemionka firmy Perfecta 
WYGŁADZAJĄCY

CERA NORMALNA I SUCHA


Mój absolutny ideał :) Przetestowałam już wiele peelingów, również enzymatycznych (wskazanych do mojej cery, ale strasznie ich nie lubię). Ten okazał się najlepszym. Jako jedyny mnie nie podrażnił, a po użyciu skóra pozostaje doskonale oczyszczona. I to uczucie nawilżenia.... ;D


INFORMACJE Z OPAKOWANIA

Aktywny peeling z drobinkami krzemionki krystalicznej polecany dla osób w każdym wieku, do pielęgnacji cery normalnej i suchej. Wyjątkowo dokładnie usuwa martwe komórki naskórka, wygładza powierzchnię skóry, oczyszcza pory i redukuje wszelkie niedoskonałości cery. Zawiera minerały morskie, odżywczy koktajl witamin A, E, B5, a także kojący wyciąg z płatków róży francuskiej o działaniu odmładzającym. 
ZWIĘKSZA SKUTECZNOŚĆ KREMÓW I MASECZEK

1. Konsystencja:
Dosyć rzadka. Drobinki są malutkie, ledwo widoczne, ale jakże skuteczne ;)

2. Zapach:
Cudowny :) Bardzo "kobiecy". Delikatny i lekki. To chyba zasługa tej róży ;)

3. Wydajność:
Peeling jest bardzo wydajny. Jednorazowa saszetka wystarcza na 3 użycia :D

4.Opakowanie:
Saszetka lub tubka. Ale jestem tak zachwycona produktem, że im nawet tubkę wybaczę ;D

5. Czy produkt jest wart swojej ceny?
Tak! :) Tubka o pojemności 60 ml kosztowała mnie jakieś 12 zł. (możliwe, że było to na promocji). Nie pamiętam objętości saszetki, ale jej koszt waha się w okolicach 2 zł.

niedziela, 16 grudnia 2012

Ludzie, opamiętajcie się!

Nie wiem co to jest, ale powtarza się niezmiennie co roku, przed świętami. Mam na myśli oszalałe tłumy ludzi szarżujących po marketach. Pomijając już robienie prezentów na ostatnią chwilę, na zwykłym stoisku z wędlinami nierzadko toczy się walka na śmierć i życie przy ostatniej lasce "wiejskiej".

Jak tak można?

Ludzie przepychają się bez zdawkowego "przepraszam", wyrywają sobie z rąk produkty oznaczone plakietką "promocja" bo "przecież to ja pierwsza na to spojrzałam, więc jest moje" to nic, że obok leży taki sam zestaw...

Jak to jest, że szykując się do tak wzniosłych świąt, ludzie tak strasznie...głupieją?

I jak tu zrobić na spokojnie zwykłe zakupy spożywcze? Chyba się nie da. Przerzucając się na osiedlowe spożywczaki szybko idzie zbankrutować, zresztą w nich jest niewiele lepiej. Może nawet nieco bardziej frustrująco ze względu na ciasne alejki i minimalną przestrzeń własną. W markecie można przynajmniej bronić się koszykiem - jak jakaś baba zechce nas staranować, mamy za czym się chować.

Jakiś złoty środek? Może sprawdzi się metoda robinia zakupów zaraz po otwarciu sklepu, albo tuż przed zamknięciem? Ciężko się wpasować żeby uniknąć "fali". Najlepiej by było przecierpieć jedne wielgachne zakupy i zrezygnować ze wszelkich marketów aż do świąt. Ale jak to przenieść, gdzie to trzymać? Heh...czy to znaczy, że jak chce się zrobić zakupy w miarę komfortowo to trzeba zarzucić całą kulturę osobistą i najlepiej zostawić ją na zewnątrz sklepu? W sumie łokci  potrafię używać! Ba, poświęcę się i jednorazowo przykleję sobie sztuczne pazury, i nawet  nie złagodzę ich pilniczkiem, niech poczują co to znaczy mieć mnie za przeciwnika!

Straszny absurd, prawda?

No i chciałam jeszcze złożyć wielkie wyrazy uznania wszystkim pracującym w handlu! Jesteście THE BEST!!! Nie dajcie się zdołować oszalałym, szarżującym tłumom ;) Święta, święta i po świętach - jak to się mówi ;)

sobota, 15 grudnia 2012

Testujemy kosmetyki - masło do ciała


UJĘDRNIAJĄCE MASŁO DO CIAŁA z serii AA sensitive nature spa


Nie dawno dostałam w spadku całą siateczkę kosmetyków (bo zapach się nie podobał, coś się źle wchłaniało itp.) Cóż, z chęcią sprawdzę na sobie ;) Fakt, na niektóre rzeczy nie zwróciłabym w sklepie uwagi, ale część jest absolutnym strzałem w dziesiątkę! :)

Wracając do masła - moja skóra preferuje mleczka i zwykłe balsamy. Masła są dla mnie nieco za ciężkie i gęste. Mam suchą skórę, ale nie aż tak ;)



INFORMACJE Z OPAKOWANIA

UJĘDRNIAJĄCE MASŁO DO CIAŁA
Bogata konsystencja preparatu odżywia i regeneruje skórę. Organiczny ekstrakt z moreli, pochodzący z certyfikowanych upraw ekologicznych nawilża skórę, nadając jej aksamitną miękkość. Szlachetne masła: shea oraz owoców drzewa kakaowego, delikatnie natłuszczają skórę i chronią ją przed negatywnym działaniem promieniowania słonecznego. Subtelny zapach słodkiego mango będzie Ci towarzyszył przez cały dzień.

1. Konsystencja:
Gęste, porządne masło do ciała ;) Wydaje się być wydajne, ale jest też trochę "lepkie". Nawet niewielka ilość wchłania się dosyć długo i to uczucie lepkości jest trochę niekomfortowe. 

2. Zapach:
Jest to masło o zapachu mango. Czymś pachnie niewątpliwie, ale czy akurat mango? ;) Dla mnie jest to mieszanka zapachu, który wstępuje w balsamach z dopiskiem "kremowy" lub "świeży" z zapachem moreli. No, ale kwestie odbioru zapachu są strasznie subiektywne ;)

3. Wydajność:
Jak pisałam wyżej. Dla osób, które nie potrzebują intensywnego odżywienia skóry, jest bardzo wydajny. Niewielką ilością preparatu można wysmarować całą nogę :) Jak to się sprawdza u osób, których skóra lubi ciężkie konsystencje? Nie będę zmyślać ;)

4. Opakowanie:
Słoik ;) Preparat będzie można zużyć do ostatniej "kropli" ;D

5.Czy produkt jest wart swojej ceny?
Może nie powinnam tym razem zamieszczać tego punktu. Nie kupiłam go przecież, ba nawet nigdy nie widziałam na półce w jakiejkolwiek znanej mi drogerii. Jest to słoik 200 ml, podejrzewam, że kosztuje ok. 26 zł.


środa, 12 grudnia 2012

Kosmetyki pod oczy - krem, czy żel?

Czasem pojawia się dylemat - co będzie lepsze - żel czy krem. Generalnie zasada jest jedna: preparatu w postaci żelu używa się w sezonach wiosenno - letnich, te w kremie polecane są na chłodniejsze dni.

Pomijając indywidualne zapotrzebowanie skóry w okolicach oczu (najogólniej mówiąc mam tu na myśli jej kondycję - napięcie, elastyczność, zmarszczki mimiczne, przebarwienia, sińce, czy opuchliznę) nie ma żadnych przeciwwskazań do używania tego samego kremu do twarzy i pod oczy. Chyba, że producent zawrze taką informację na produkcie, wtedy lepiej nie ryzykować ;)

Opiszę moich ulubieńców z obu kategorii :)


ŻEL DO POWIEK I POD OCZY ze świetlikiem i chabrem (bławatkiem) firmy FLOSLEK

Wszelkie informacje o produkcie znajdowały się w obszernej ulotce przy opakowaniu, której oczywiście nie zachowałam. Nie chcę tutaj przeklejać tych informacji z innych recenzji, czy forum. W wielkim skrócie - produkt przeznaczony jest do skóry przemęczonej i z widocznymi sińcami po oczami, polecany dla osób pracujących przy komputerze. Floslek wypuścił całą serię żeli pod oczy - świetlik plus arnika/aloes/babka lancetowata itp. I to im się chwali :)



1. Konsystencja:
Żel, jak żel. Nic dodać nic ująć.

2. Zapach:
Tutaj mały minus. Zapach jest ledwie wyczuwalny na początku, pod koniec użytkowania znika zupełnie. Ale może to i lepiej? 

3. Wydajność:
Sporym minusem jest to, że preparat "znika w oczach". Nie udało mi się go zużyć w całości przed mrozem, została jakaś 1/3 opakowania. Zajrzawszy do niego teraz w celu dokonania recenzji, z całą pewnością stwierdzam, że do wiosny nic się nie uchowa. Znaczna część preparatu wyparowała... No, ale kosmetyku w żelu nie kupuje się po to, żeby grzecznie przeczekał sezon zimowy...

4. Opakowanie:
Słoiczek! Nareszcie jakaś firma spełnia moje marzenia! :D

5. Czy produkt jest wart swojej ceny?
Cena? 10 g za jakieś 8 zł. Mając na uwadze "znikalność" preparatu nie obraziłabym się gdyby był ze 3 zł tańszy ;)


Czas na krem :)


Herbal Garden KREM POD OCZY I NA POWIEKI (ekstrakt z ziela świetlika) Eva Natura




INFORMACJE Z OPAKOWANIA

Delikatny krem bogaty w naturalne substancje aktywne, który skutecznie pielęgnuje skórę wokół oczu. Zawiera ekstrakt z ziela świetlika, algi, polisacharydy i masło Shea. Krem wygładza zmarszczki mimiczne i zmniejsza oznaki zmęczenia skóry wokół oczu.
Efekty codziennego stosowania kremu pod oczy:
- skóra wygładzona, optymalnie nawilżona 

1. Konsystencja:
Bardzo lekka. Krem błyskawicznie wchłania się nie pozostawiając tłustej warstwy.

2. Zapach:
Delikatnie wyczuwalny. "Nieperfumowany" ;)

3. Wydajność:
Duża. Porcja o wielkości ziarnka grochu wystarcza na skórę obojga oczu.

4. Opakowanie:
Niby tubka, których nie lubię, ale zakończona w przyjemny sposób. Dozownik pozwala nam odpowiednio porcjować krem. Nie zdarza się, żeby "wyskoczyło" go więcej niż chcemy.

5. Czy produkt jest wart swojej ceny?
Sądzę, że tak. Tubka o pojemności 25 ml za niecałe 10 zł. To uczciwa cena ;)

wtorek, 11 grudnia 2012

Konkretne śniadanie, czyli omlet inaczej

Zawsze w zimie mam apetyt na ostre, tłuste i konkretne jedzenie. Ma być dużo ciepłych i rozgrzewających potraw. Dlatego też moje zimowe śniadania mogą wydawać się "za ciężkie". Zamiast kanapek częściej jest jajecznica z dodatkami, sadzone na kiełbasie lub zupa z poprzedniego dnia, a ostatnio fanatycznie wręcz - omlety. Ale nie takie delikatne złożone na pół pianki, najlepsze z dodatkiem konfitury... Tylko takie :)



W tym omlecie może się znaleźć wszystko - kiełbaski, wędlinki, dowolne warzywka i sery... Sprawia, że długo jesteśmy pojedzeni i mamy więcej energii w zapasie, żeby chronić się przed zimnem ;)

Skład na "bazę", czyli ciasto na dwa omlety:

- 3 jajka,
- pół szklanki mleka,
- 1 szklanka mąki.

Składniki łączymy i wyrabiamy gładką masę. Dodajemy dowolne przyprawy, u mnie: pieprz, papryka słodka, papryka ostra, natka pietruszki, czasem bazylia i oregano. 

Do tak wyrobionej masy dodajemy to na co mamy ochotę, ewentualnie jakieś resztki plątające się po lodówce ;) Ja zazwyczaj dodaję: drobno posiekaną małą cebulkę, kiełbaskę pokrojoną w kostkę, ser żółty lub feta (również pokrojone w kostkę), jak mam czas i fantazję to dodaję sparzonego i pokrojonego pomidora (ale ostatnio leniwa jestem, więc jak mam na niego ochotę to zwyczajnie rzucam na omleta w ramach dekoracji). Tak prezentowały się moje składniki dodatkowe (fakt, feta nieco zaburzyła proporcje, ale postanowiłam zużyć opakowanie do końca):



Wrzucamy to wszystko do omletowej masy, delikatnie mieszamy. Rozgrzewamy patelnię z odrobiną oliwy. Wylewamy masę na patelnię uważając, by ładnie rozdzielić składniki na dwie porcje. Smażymy na małym ogniu. Po chwili można zauważyć jak brzegi omleta robią się coraz ciemniejsze i jak stopniowo ten kolorek zbliża się do środka. Czekamy aż cały omlet "pokryje się tym kolorkiem". Wtedy go przewracamy na drugą stronę i smażymy dosłownie przez chwilkę.

Ten omlet nie będzie puszysty, raczej zbity. Ale przynajmniej mamy gwarancję, że nie zgłodniejemy zbyt szybko ;)

niedziela, 9 grudnia 2012

Nietypowy motywator ;D

Uwaga, będzie trochę sentymentalnie ;)

Lubie mieć porządek w papierach. Wszystko mam w segregatorach lub w dokładnie opisanych teczkach. Zaczęło się od tego, że chciałam schować jeden dokument w odpowiednie miejsce... I natknęłam się na teczkę z "perełkami" z LO i studiów, a tam... :)

Duża, różowa kartka, wypełniona moimi własnymi filozofiami i wskazówkami na życie. Plus uśmiechnięte słoneczka, biedronki i inne motylki ;D

Bardzo się bałam wyjazdu na studia. Wiadomo, daleko i straszno, a ja...? Nie miałam zbyt dobrego zdania o sobie. Nieśmiała dziewczyna z dużą tendencją do pakowania się w groteskowe sytuacje. Jedno wiedziałam na pewno - będzie śmiesznie. Dlatego stworzyłam taki mały motywator, na odwagę! :) I wisiało to u mnie w pokoju, przez lata :)

Oto co zawierała moja karteczka motywacyjna:


Dzisiaj jest pięknie!!!

Słonko świeci nawet gdy go nie  widać.

Jesteś pełna werwy i energii żeby:
- przyzwyczajać do siebie świat (ciągle...),
- brać przebojem wszystko, co ci się aż pcha w łapki,
- uśmiechać się do ludzi (w szczególności do tych przystojnych i wysportowanych),
- odnieść spektakularny sukces!

Także do dzieła!
...
A właśnie, że ci się chce!!!

Aha, 
i pamiętaj, że zawsze możesz zrobić z siebie jeszcze większą idiotkę!

Niestety...eh...

piątek, 7 grudnia 2012

Testujemy kosmetyki - extra slim

Zupełnie nie wiem dlaczego, ale postanowiłam się trochę podietować i poćwiczyć.
Znowu.
Mały absurd, bo właśnie teraz, czyli przed świętami. Ale jak się czuje nagły zryw wewnętrzny, to chyba nie wypada go tak zupełnie ignorować, prawda? ;)

W związku z powyższym postanowiłam się nieco ujędrnić kremem "wyszczuplającym". A biorąc pod uwagę fakt, że nie jest to mój pierwszy taki zryw, pożądany kosmetyk w domu posiadam. I to już od jakiegoś roku...

Mowa o Termoaktywnym Serum - Laser do szybkiego wyszczuplania firmy DAX COSMETICS, czyli moja ukochana Perfecta :) Jest to "Rozgrzewający skoncentrowany preparat modelująco - wyszczuplający, działający z precyzją lasera na problematyczne partie ciała: brzuch, biodra, pośladki i uda". Czytając dalej z opakowania producent obiecuje efekty po 6 tygodniach regularnego stosowania i ma to być różnica 4 centymetrów! :D


1. Konsystencja:
Lekkiego kremu. Szybko się wchłania.

2.Zapach:
Bardzo charakterystyczny. Nie potrafię go do niczego porównać, nie pachnie mi niczym co znam ;) Ale nie jest to woń intensywna ;)

3. Wydajność:
Trudno mi określić na ile może wystarczyć całe opakowanie. Szczególnie w sytuacji, gdyby stosować go na kilka partii ciała - ja używam tego kosmetyku tylko na brzuch i biodra, i wydaje mi się, że na 2 miesiące powinien wystarczyć (stosując dwa razy dziennie).

4. Opakowanie:
Tuba. Chyba już wiecie co myślę o takich opakowaniach...

5. Czy produkt jest wart swojej ceny?
200 ml za kilkanaście złotych. Sądzę, że tak. I wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie jedna drobnostka. Ten krem na prawdę mocno rozgrzewa! I o ile nie przeszkadza mi to na "problematycznych" partiach ciała, tak na dłoniach już strasznie. Cala idea stosowania tego typu kosmetyków odnosi się do co najmniej kilkuminutowego masażu ciała. Nie wystarczy tylko wklepać go delikatnie i po sprawie. A z tym kremem niestety tak to się kończy... Nakładam go na ciało i myślę tylko i wyłącznie o tym, żeby jak najszybciej umyć ręce. I już wiem, że kremy rozgrzewające nie są przeznaczone dla mnie.

środa, 5 grudnia 2012

Czy warto kupować kosmetyki przed świętami?


Gotowe zestawy, często właśnie w "prezentowych" opakowaniach, raczej nie kojarzą się z ofertą promocyjną. Ciągle są to dwa kremy, dwa żele, dezodorant plus coś tam i tak właściwie kosztują tyle samo, co pojedyncze sztuki. A czasami nawet więcej. 



Ale gdy zbliża się gwiazdka, jesteśmy świadkami małego cudu. Właśnie te, oto oszukańcze zestawy, nagle dostają plakietki z napisem "promocja". I wtedy właściwie opłaca się je kupić. Ceny promocyjne utrzymują się od początku grudnia do samych świąt, potem wracają do normalności. Miły gest ze strony producentów, prawda? ;) Można przygotować bardzo „konkretny” prezent za niższą cenę, a po świętach…cóż… „Szanowny kliencie – Gwiazdka się skończyła” ;D

Robiąc sobie takie zestawowe prezenty, naprawdę wychodzimy na plus.Weźmy na przykład zestaw dwóch kremów (na dzień i na noc) z płynem micelarnym. Ten płyn jest już faktycznym gratisem :) Albo jakiś balsam do ciała + peeling + mleko do kąpieli - zazwyczaj jest to minus 20% na każdym produkcie.

Na pewno nie na każdym zestawie skorzystamy. Chyba nie ma czegoś takiego, jak zestaw idealny. Zawsze znajdzie się jakiś produkt, który jest nam najzwyczajniej niepotrzebny. No, to już kwestia indywidualna, ale wydaje mi się, że w takim wypadku chyba warto sobie odpuścić promocję i kupować produkty pojedynczo ;)

Trzeba też uważać żeby się nie naciąć. Zestaw może być z pozoru idealny, jest tam wszystko o czym od dawna marzymy i cena jest powalająca. Co trzeba sprawdzić? Pojemność opakowań ;) Może się okazać, że cena nie bez powodu jest obcięta o połowę... zawartość kosmetyku też może być o połowę mniejsza :)

No to może by tak przy okazji świąt zrobić też mały prezencik dla siebie? ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Makaron spaghetti z mięskiem mielonym w sosie pomidorowym






Czyli najprostsza i najszybsza rzecz z mięskiem mielonym. Tego nie da się zepsuć ;D




Składniki na sos:

- duża cebula,
- kilka ząbków czosnku,
- pół kilo mięska mielonego,
- oliwki,
- przecier pomidorowy,
- przyprawy (bazylia, oregano, natka pietruszki, pieprz, papryczka chili, tabasco original)

Drobno pokrojoną cebulkę smażymy na oleju, jak się zeszkli dodajemy mięso. Obsmażamy aż straci krwisty kolorek. Dodajemy posiekany czosnek (przypominam: nie profanować mi czosnku praską!) i pokrojone oliwki. Całość przykrywamy, niech się trochę poddusi i przejdzie aromatami. Możliwe, że w tym momencie trzeba dolać troszkę wody – nich się bardziej dusi pod przykryciem niż smaży i przywiera do patelni ;) Mieszamy dosyć często. Dodajemy ulubione przyprawki i przecier. Niech trochę „pobulgota” (już bez przykrycia) i gotowe.

Ja zawsze podaję z makaronem spaghetti i posypuję twarożkiem albo fetą ;D


sobota, 1 grudnia 2012

Pielęgnacja dłoni



Nasze ręce codziennie wystawiane są na działanie detergentów, kurzu, wiatru, mrozu i tym podobne nieprzyjemności. Warto zatem poświecić kilka wieczorów w tygodniu na pielęgnację skóry dłoni. Od 25 minut do godziny – tyle wystarczy, by ukoić nasze ręce.

Zaczynamy od podstawy ;) Oczyszczamy płytki paznokci (jeśli jest jakiś lakier – zmywamy go, możemy poprawić kształt paznokcia, zrobić porządek ze skórkami, generalnie oczyścić paznokcie do „zabiegu”).

Najpierw peeling. Uważam, że do tego świetnie nadają się peelingi z serii „Naturia” firmy Joanna. Są to peelingi myjące, które wspaniale wygładzają skórę. Przyjemne zapachy i delikatne drobinki – moje ręce są na „tak” ;)

Przechodzimy do kremu i oliwki do paznokci. Kolejność nakładania jest dowolna. Dla mnie wygodniej jest zastosować krem i dopiero potem zając się rozprowadzaniem oliwki.
Co do kremu – to może być jakieś serum, maska do rąk lub preparat z parafiną. Ja od dłuższego czasu używam  kremu na bazie oliwy z oliwek firmy Herbamedicus. Ma przyjemną lekką konsystencję i jest bardzo wydajny.
Po nałożeniu grubej warstwy kremu przechodzimy do oliwki. Wybrałam oliwkę firmy Essence z tego względu, że odpowiadał mi sposób aplikacji produktu. Mianowicie oliwkę nakłada się przy użyciu specjalnego patyczka, a nie pipety, jak to jest w przypadku większości oliwek.

Nadszedł czas na bawełniane rękawiczki. U mnie też z Essenca, ale zamierzam je zmienić. Uważam, że są niewygodne, za ciasne (palce są nieproporcjonalnie długie i strasznie wąskie).

I tak siedzimy sobie z pół godzinki do godziny. Po zdjęciu rękawiczek wklepujemy ewentualną resztkę kremu i gotowe :)

Czynność najlepiej wykonać wieczorem, kiedy mamy pewność, że nie weźmiemy się po tym za sprzątanie, czy zmywanie. Rano na paznokcie nakładamy odżywkę. Osobiście preferuję jedwab do paznokci lub odżywkę z aloesem (na przykład Miss sporty), ale ostatnio dałam się złapać na promocję i kupiłam odżywkę wzmacniającą z ekstraktem z pereł firmy Paloma i jestem baaardzo zadowolona ;D