poniedziałek, 8 października 2012

Bo kiedyś miałam ładną talię...


Smoku, Smoku! Zakupiłam Twistera! ;D Myślisz, że będę piękna? ;D

Czekał na mnie w sklepie, jeden ostatni, do tego wściekle zielony. Pierwsza próba ujarzmienia  potwora w domku skończyła delikatnym wahaniem równowagi. Pewnie dlatego, że mój ukochany małżonek starał się nie patrzeć…

I teraz stoi w kącie samotnie (Twister, nie małżonek) i oswaja mnie ze swoją obecnością. Patrzę na niego czule i uśmiecham się nieśmiało. A w głowie układam plan….

Jeśli mam zacząć ćwiczyć, to muszę przestać tyle żreć. Albo przynajmniej nie wszystko na co sobie teraz pozwalam… Mogę też żreć tak, jak zawsze, ale muszę ćwiczyć więcej, a wtedy Twisterek może być zazdrosny o to, że go porzucam na rzecz spaceru/basenu/Tamilee Webb lub Ewki Chodakowskiej. Cóż począć?




Syrenko!
Pierwsze co zrobiłam, to wygooglałam sobie nazwę narzędzia tortur, którym się szczycisz, ( ono zapewne nie siedzi w kącie, tylko czai się na Twą niewinną duszę, by zaatakować w dogodnym momencie) i  teraz siedzę oglądając jego zdjęcie i myśląc...dlaczego ludzie sobie to robią?

Fakt - jestem szczęśliwą posiadaczką ciała, które nie robi mi brzydkich dowcipów zmieniając się z 36 na 42 w kilka tygodni. Nie czuję się więc jak ten taki gnieciuch gumowy z mąką w środku ( którego chyba każdy chociaż raz miał w szkole a jakiś "Jaś", czy "Staś" uskutecznił na nim próbę zbadania jego wnętrzności pokrywając klasę białym proszkiem...).
Twister od zawsze kojarzył mi się z nieszkodliwą grą z kolorowymi kółeczkami na planszy a dziś - infernal machine ze zdradliwymi wypustkami na stopy, linkami i jakimiś cudami - z których pewnie tysiąc razy trzeba upaść, żeby się tego nauczyć.

Jeśli jednak czujesz się z tym szczęśliwsza...będę mocno trzymała kciuki :)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz