Pamiętasz Syrenko, jak to kiedyś wieczorkami, po kolacji czytałyśmy sobie fragmenty biografii jednego z wydań "Seryjnych morderców"..? Znów mnie wzięło na ten temat zwiodło.
No już tak jest - że to co skrajne i marginalne najbardziej naszą uwagę przyciąga ( co powinno czasem być wytłumaczeniem równych LGBT-owskich przeciwników, którzy nie życzą sobie przysłowiowego "robienia z g... panoramy:.
I ja się pod tym podpisuję, ale dziś właśnie o seryjnych mordercach rzecz będzie.
Co człowiek myśli, jeśli doskonale wie o czym opowieść będzie? Wyobraźmy sobie sytuację: okładka książki - z przodu atrakcyjny wizualnie obrazek, z tyłu streszczenie. I od początku wiemy, jak to się skończy i kto jest kim.
Po co czytać?
Dla poznania faktów, które rzeczywiście miały miejsce.
W przypadku książek s-f-, fantasy, czy klasyki detektywistyczno - kryminalnej podobny zabieg byłby co najmniej ryzykowny ( co nie znaczy, że nie zdarzają się dobre historie opowiedziane retrospektywnie).
"Pisarz, który nienawidził kobiet" to jednak zupełnie inna półka. Jest to fascynująca opowieść o mężczyźnie, który stał się jednym z najgłośniejszych w ostatnich latach mordercą.
Smoku!
Niby wszystko zależy od tego jak rzecz jest ujęta w słowa, ale wiedząc kto jest głównym "niemilcem" książka nigdy nie będzie ciekawa. Sytuacje, miejsca, główni bohaterzy, a czasem nawet motywy zbrodni mogą być różne. Ale są to pewne schematy, które dla osoby interesującej się chociażby psychologią sądową, są bardzo dobrze znane.
Czy przeczytałabym "Pisarza, który nienawidził kobiet"? Wątpię. Podwójne nie, za tytuł książki (który nie pozostawia złudzeń. Nie pozwala czytelnikowi na odrobinę nadinterpretacji, popuszczenie wodzy wyobraźni i pozwolenie sobie na pytanie "a może mordercą jest...?") i to streszczenie na tylnej okładce. Przez te dwie rzeczy nie zdecydowałabym się na wzięcie książki do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz