środa, 17 października 2012

Zielona herbata dla smakoszy i nie tylko

Wieczorową porą lubię sobie zaparzyć coś, co będzie nie tylko grzało brzuszek, ale także pozwoli się zrelaksować...

Kilka słów o poszukiwaniach idealnej herbaty.

Na polskim rynku bardzo często można znaleźć pojawiające się i niestety szybko znikające nowości - przemysł spożywczy to jednak z najbardziej dynamicznych działek w tym względzie. Do tej pory wspominam z sentymentem stare marki, które w natłoku nowych właścicieli, etykiet i firm poznikały. Powrót Frugo to mały wyjątek. Gum balonowych typu Donald już jednak nie uświadczysz ( prawdopodobnie z tych samych względów bezpieczeństwa, przez które naprawdę fajne zabawki rodem zza wschodniej granicy nie zostałyby już dzisiaj dopuszczone do użytku - a my proszę - nie tylko takimi bawiliśmy się, ale jeszcze - o zgrozo, drogie instytucje europejskie prostujące banany! - przeżyliśmy i mamy się całkiem świetnie!).

Kiedyś poza czarną cejlońską i (podobno) wszędobylskim oolongiem, herbata miała mieć w sobie cytryną. Jak miała - musiała być dobra. Koniec.

A dziś szaleństwo w czystej postaci.

Jako kobieta wynaturzona, postanowiłam nie wpadać w żadne szały zakupowe ( od teraz do końca życia) związane z kosmetykami, czy ciuchami. Herbaty jednak kocham i zamierzam spokojnie oddawać się tej pasji - tym bardziej, że coraz łatwiej o nie i odrobina herbaty na próbę kosztuje grosze.

Za pośrednictwem sklepu internetowego Bio Active postanowiłam ze znajomymi zamówić sobie pierwszą poważniejszą paczuszkę herbaciarza :)

Nie tylko stałam się zagorzałą zwolenniczką herbaty sypanek - (i tu wątek sknerowatego Smoka - krakusa) które wystarczają na dłużej i można je parzyć po kilka razy - ale także postanowiłam wyobrazić sobie pożądany smak i samodzielnie stworzyć wymarzoną herbatkę.

Od tamtej pory znajomi i przyjaciele są upijani w moim domku przede wszystkim trzema naparami:

Victorian Hour - złożonym na bazie białej herbaty z nutką habrów i imbiru, delikatnym naparem o jasnym kolorze - idealnym na jesienne, mgliste popołudnia. Pełen relaks przy zapalonej świeczce i refleksji nad sobą.

Red Hour - Rooibos z dodatkiem grapefruita - niesamowite, a do tego proste połączenie, które uwielbiam na początek dnia, jako niezwykle orzeźwiające - dzięki cytrusowi - i przepyszne, co jest naturalną zaletą tej herbaty czerwonej. Miłość wielu moich znajomych - od pierwszego niucha, można by rzecz.

Ostatnia z moich herbat dostała miano Freedom Hour - jest to "sianko" - Yerba Mate wzmocnione krokoszem barwierskim. Nieprzyzwoicie wydajna, pięknie pachnąca - przypomina mi zapach unoszący się nad łąką początkiem lata  - rześki, soczysty zapach, zmieszany z ogrzewanymi w słońcu trawami.

Jeśli mam ochotę przenieść się w czasie i przestrzeni - parzę herbatę i na kilka chwil odpływam...

Mniam!


Cóż, powiem tak... nasze następne spotkanie zdecydowanie odbędzie się przy Rooibosie ;D

Co do samych herbat jednak...   Jeżeli mam już często odwiedzać łazienkę wieczorową porą, to zdecydowanie wolę przez piwo ;) Taką Perełkę Chmielową na przykład ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz