środa, 24 października 2012

Na chłodne wieczorki ;)

Coraz szybciej robi się ciemno, zimno i niesympatycznie :(

Niektórzy wolą się rozgrzewać gorącą herbatką z sokiem, ale ja... Ja tam wolę coś pysznego z procentami ;D

W mim domu królują dwie opcje: kakao z likierem migdałowym oraz grzaniec piwny.


Kakao z likierem migdałowym

Jakiś czas temu dostaliśmy likier migdałowy. Jako aperitif nie nadaje się kompletnie, a pić żeby się napić to raczej nie likierem... W pierwszej opcji likier został połączony z kawą i zdecydowanie możemy mówić o sukcesie :) Pycha! Do zaparzonej i lekko już ostygniętej kawy dodajemy odrobinę mleka i dużą łyżkę stołową likieru. Nic skomplikowanego, prawda? ;) Nie ukrywajmy jednak, że taka kawa przed południem jest co najmniej niestosowana, a w porze wieczornej, dla niektórych zwyczajnie niewskazana...
Kolejnym pomysłem była gorąca czekolada. Na szczęście nie zdążyłam go zrealizować. Taka rzecz w rezultacie byłaby strasznie słodka. Czekolada słodka, likier słodki... istny ulepek.
Po tym narodził się pomysł idealny.

Do kubka wsypuję dwie łyżeczki kakao (zwykłego, bez żadnych dodatków smakowych). Zalewam wrzącą wodą, tak tylko, żeby proszek się ładnie rozpuścił, czyli na wysokość ok. 1/5 kubeczka. Mleko podgrzewam w rondelku, ale nie dopuszczam do zagotowania się. Dolewam mleko do kubka z rozpuszczonym kakao, dodaję odrobinę alkoholu. Wiadomo, proporcja może być różna, i likieru można dać więcej, przeszkód nie ma ;) jak kto lubi ;) Jeśli ktoś ma fantazję to może górę napoju przystroić gorzką czekoladą, startą na tarce jarzynowej na grubych okach.

Grzaniec z piwa

Swego czasu powarzyłam się na grzane wino, ale był to Grzaniec galicyjski na krakowskim Rynku... nie polecam, delikatnie mówiąc. Możliwe, że jakiś grzany Merlocik, przygotowany we własnej kuchni by mi odpowiadał, ale ilekroć myślę o grzanym winie, przypomina mi się tamta noc w Krakowie i wysyłam małżonka po piwo ;)

Do garnka wlewamy piwo. Żeby się mocno nie pieniło możemy sobie sprawę ułatwić używając chociażby płaskiej łopatki do patelni. Piwo wylewamy tak, żeby nam padało na łopatkę, którą początkowo trzymamy na dnie garnka i w raz z jego napełnieniem unosimy do góry. Tak jak przechylamy kufel nalewając piwo żeby się nie spieniło, należy lać po ściance, a nie od razu na dno. Nasza drewniana łopatka jest właśnie przechyloną ścianką kufla ;)

Istnieje wiele gotowych przypraw do grzańców, ale uwaga, najczęściej bywają zmielone. Raz wzięłam takie przez przypadek z pułki i w domu było BIG rozczarowanie. Od tamtej pory zawsze zwracam uwagę na to, czy przyprawka jest w całości, czy już sprofanowana młynkiem.
Nie wyobrażam sobie grzanego piwa bez goździków. Do litrowego grzańca daję ok. 5 ziarenek (a raczej wysuszonych pąków kwiatowych ;) ). Dodaję 2 łyżki miodu, mieszam delikatnie bo się pieni ;) Dorzucam jeszcze szczyptę cynamonu, czasem gałki muszkatołowej. Znowu kłania się kwestia gustu, co kto lubi. Warto poeksperymentować z przyprawami. Wcześniej czy później odkrywa się ideał ;) Piwo podgrzewamy na małym ogniu i nie dopuszczamy do wrzenia.

Oczywiście zamiast miodu może być cukier, a można też grzańca nie słodzić wcale ;) Słyszałam też o odważnych co dodają świeżo starty korzeń imbiru, ale dla mnie to już zbyt rozgrzewająca dawka szczęścia ;)
Grzańca najlepiej podawać w kuflu/kubku z uchwytem. Im cieplejszy, tym smaczniejszy :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz