czwartek, 25 października 2012

Prezenty ślubne - czyli obserwacje jeszcze i już niezainteresowanych...

Od pewnego czasu znajduję się na pierwszej linii " do odstrzału" ślubnego. Spoko - nie ma problemu, ja tam chętnie. Całokształt jawi się jednak najpierw jako idealna ilustracja ślubna - uśmiechnięta parka na tle jakiejś zieleniny.

Kiedy jednak człowiek zaczyna myśleć o nich bardziej personalnie, zaczynają się problemy...bo pewne elementy przestają mi się w układance podobać.


Standardowe śluby i wesela składają się ( a przynajmniej do niedawna składały się ) z kilku "murowanych" punktów. Niestety, to co dla wielu konieczne, dla mnie wydaje się niedopuszczalne, a niektóre moje marzenia będą kiedyś nieakceptowalne dla moich najbliższych.

Pomysły są różne: na wielkie i małe wesela, dyskoteki, albo przyjęcia eleganckie, z drużbą, z DJem...albo tysiącem innych drobiazgów, które tworzą całość.

Byłam ostatnio w ciastkarni i zobaczyłam, że Panie tam pracujące pochłonięte były w całości wiązaniem sznureczków na bożonarodzeniowych piernikach. Mamy końcówkę października. Tradycyjna, świąteczna ofensywa medialna zacznie się za jakieś 10 dni, kiedy to minie pierwszy  listopada i będzie można oficjalnie w reklamach popuścić wodzy świątecznych fantazji.

Dla tych kobiet w ciastkarni nie jest więc niczym niezwykłym, że o niektórych rzeczach trzeba myśleć z wielkim wyprzedzeniem - i nie chodzi o nagonkę publiczną w radiu, telewizji i wśród znajomych. Wesela i śluby są niemal kłębkiem takich rzeczy - z wielką ilością plątaninek i supełków.

Dziś pierwsze spojrzenie na to przedsięwzięcie, a rozpoczynamy od perspektywy przyszłego gościa weselnego.

Prezenty.

Każda sytuacja jest inna, jednak w znacznej części ślubów nieśmiertelną trójcą  rzeczy wręczanych Nowopoślubionym są: pieniądze, kwiaty i słodycze. Ostatnio w miejsce kwiatów ( "które zaraz zwiędną i co my z nimi w ogóle zrobimy?" / " po co nam one?"/ " a mnie to się one nawet nie podobają") wskoczyły wina.

Ale co z resztą?

Zacznijmy od pieniędzy.

Kwoty wręczane w kopertkach Młodym są różne. Wyznacznik wysokości tej kwoty zwyczajowo zależy w pierwszej kolejności od stopnia pokrewieństwa ( strzeżcie się Dziadkowie i Chrzestni...). W drugiej kolejności czasem informacja o weselu ze strony znajomych rozpoczęła w mojej rodzinie spiralę informacyjną dotyczącą potencjalnych kosztów ślubów w różnych wariantach i spowodowała, że od pewnego czasu jesteśmy żywą encyklopedią dotyczącą ceny kompleksowej obsługi w różnych okolicznych przybytkach.

I tak oto powstał pomysł na włożenie do koperty kwoty, która pokryje chociaż część kosztu organizacji wesela w przeliczeniu na osobę. No więc, niech Młodzi zarobią pierwsze wspólne pieniądze wolne od podatku.

Po zasłyszanej od znajomych historii ich "wspólnego poślubnego rachunku" dodam jeszcze jedno: lepiej nie wkładać żadnej koperty, aniżeli włożyć pustą. Nie chodzi o żadną formę stygmatyzacji, ale szczere życzenia wpisane na karcie i zapewnienie o pomocy na nowej drodze życia może czasem być więcej warte, niż jakiekolwiek kwoty pieniędzy...a nie znam nikogo, kto chciałby dzień swojego ślubu pamiętać, jako dzień, w którym odebrał ostatnie pieniądze starszej Ciotce, czy innemu członkowi Rodziny. Pusta koperta sprawia jednak wrażenie...próby oszustwa i zgubienia się w tłumie "kopert". A chodzi chyba o szczerość - przynajmniej tego jednego dnia fajnie byłoby się cieszyć i być ze sobą właśnie w podniosłej atmosferze i pełnym wzajemnym wsparciu i zrozumieniu ( nie licząc Wigilii, ale tu formy hipokryzji osiągają czasami wyżyny, więc zostawmy to...).

Zazwyczaj, kiedy przyszli nupturienci przychodzą zaprosić na wspólna uroczystość, dzieje się to około miesiąca przez planowaną imprezą. Warto zapytać, czy nie potrzebują czegoś konkretnego. Nie spotkałam się jak dotąd z oficjalną listą prezentów, jakie Młodzi chętnie by zobaczyli w dzień ślubu, ale patrząc na pułap, z jakiego wielu znajomych zaczyna wspólne życie - takie rozwiązanie prawdopodobnie dotrze do nas w niedługim czasie.

Kwiaty - ciekawa sprawa. Typowe bukiety odchodzą w zapomnienie. Pozostaje jeden - w dłoniach Pani Młodej ( nie bawmy się w panny - skoro słowo już dawno zostało tylko definicją stanu cywilnego...ubaw mam po pachy, jak jedni z drugimi o "pannach młodych" opowiadają co to dzieci jej własne obrączki do ołtarza niosą...wredota ze mnie okrutna, wiem). Do tego - jak na złość starej tradycji - najczęściej to już nie bukietem się rzuca, by wytypować przyszłą Mężatkę. A one tak pięknie się rozpadały...

Z kwiatów pozostają więc kompozycje oryginalne - ot np. przybrane kwiatami bukiety z owoców, cukierków, lizaków, truskawek ( wiem - też owoc, ale bukiet wyjątkowy). Ogromnie spodobał mi się też pomysł dekorowania kwiatami gotowych stelaży - np. w kształcie kapelusza - które nie tylko atrakcyjnie wyglądają, ale nadają się do późniejszego wykorzystania jako piękna pamiątka.

Zakładając jednak, że młodzi z kwiatów rezygnują, a my koniecznie chcemy je wręczyć ( ot, mamy kilkoro dzieci i każde chce coś Młodym dać ), ciekawym wyjściem jest bukiet z kuponów loteryjnych.

Wina - działka przepastna, a faktycznie - doskonałe pole do popisu dla gości, którzy wystawieni będą na test pod tytułem "Jakie im będzie smakowało?".

Czekoladki, słodycze - multum ich na rynku, więc jest w czym wybierać. Podobnie jak przy winach - będzie to dla nas swego rodzaju egzamin ze znajomości Młodych.

Dochodzimy do sedna problemu. Zaproszenie na ślub niestety w różnym stopniu jest definicją tego, jak blisko jesteśmy z przyszłymi Małżonkami. Często pokutują stare, niezrealizowanie plany naszych Rodziców, którzy nie mogli zaprosić wszystkich, których chcieli, a teraz chcą się "szarpnąć" i zapewnić "co najlepsze" swym dzieciom. No i dostajemy listę "najbliższych", która opiewa na nazwiska osób, których w życiu żeśmy nie widzieli, ale kiedyś tam coś tam było i w końcu musimy ich zaprosić.

Niestety czasem mniej oznacza więcej - a ilości Gości dotyczy to w szczególności.

Jak się to ma do prezentów?

Im bardziej prawdopodobne, że po ślubie, następne spotkanie rodzinne spowodowane będzie czyimś pogrzebem, tym pewniejsze jest, że owa gałąź Znajomych - Nieznajomych będzie nam wpychać w ręce pieniądze.
Żeby kogoś obdarować - nawet symbolicznie - trzeba go choć odrobinę znać.

Zapychanie przestrzeni w nowym domu Młodych bywa problematyczne, ale przemyślany prezent - choćby drobny - pozwoli nam udowodnić, że nie jesteśmy na ich ślubie przypadkowymi ludźmi, ani "złem koniecznym, które wypadało zaprosić".

Ciekawe i niekonwencjonalne pomysły można znaleźć wszędzie. Wszystko zależy od tego jak wygląda nasz kontakt z Młodymi, czy mamy wspólne wspomnienia, przygody, tajemnice. Drobny upominek - najlepiej z podtekstem - pozwala na zapisanie się trwałe w pamięci Młodych - nawet, jeśli w najbliższym czasie nie będzie dość czasu na wspólne spotkania.

Czy jest coś, co chciałabym dostać kiedyś na własnym ślubie?

Nie..ale kocham niespodzianki i właśnie drobiazg z podtekstem byłby chyba najwspanialszym podarunkiem - tym bardziej, że tylko nieliczni umieliby to dobrze zrobić. Pamiątkowe kartki z życzeniami - jak najbardziej.

Pomysł na coś dużego - takiego od wszystkich gości? Dlaczego nie!

Ot, choćby prośba do wszystkich, by przyłączyli się do zakupu materiałów budowlanych na przyszły dom. Jedni mogliby zaoferować kilka cegieł, inni kawałki drewna do budowy dachu, kilka belek wełny mineralnej. Powoli i do przodu...
Wydaje mi się jednak, że mimo szlachetności takiego podejścia do sprawy trudno byłoby wytłumaczyć wszystkim, by nie czuli się zobowiązani do tachania czegokolwiek na sam ślub i wesele.
Ich wewnętrzną organizację zostawmy w ogóle - byłaby to chyba masakra...

Wspólny datek na szlachetny cel? Niewielu z nas stać na takie myślenie. Pozostawmy to więc celebrytom ( chociaż przekazywanie części datków z wesela np. w miejsce przysłowiowego wina/ kwiatów / słodyczy, na fundację dla chorej osoby z rodziny spotkałam osobiście - a miejscowość niewielka, więc ewenement niewątpliwie skuteczny także na większą skalę).

A jakie prezentowe pomysły u Ciebie?



Smoku!

Co do tych kopert i samych życzeń na pamiątkowych kartach, bez żadnych wkładek finansowych, to się absolutnie zgadzam! Jest to bardzo cenna pamiątka, wraca się do nich z taką samą przyjemnością jak do zdjęć :)

Kwiaty, cóż... Cudna rzecz pod warunkiem, że ktoś się szybciutko nimi zajmie i zaraz po wręczeniu nie wylądują na przykład w bagażniku, do momentu, aż któryś ze świadków sobie o nich przypomni.

Słodycze lub wino? Znów nie sposób się z Tobą nie zgodzić ;) Prezent trafiony tylko pod warunkiem, że się dobrze zna chociaż jedną osobę z pary młodej.

Osobiście tylko raz zdecydowałam się wręczyć prezent "fizyczny". Moja przyjaciółka otrzymała dużą świnkę skarbonkę, bo gotówki do koperty nie udało się wyczarować :( Ale dostała też piękny obraz od mojej rodziny, ręcznie haftowany i profesjonalnie oprawiony, o wartości kilkuset złotych, także mam nadzieję, że za taką nędzną świnkę wypchaną grosikiem się nie obraziła ;)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz