Z pamiętnika małomiasteczkowego Kocura:
Obudziłem się dziś i trzykrotnie przeciągnąłem. Poranna gimnastyka za mną. Moja pani jeszcze podsypiała, zmieniłem więc pozycję z horyzontalnej na siedzącą i delikatnie pacnąłem ją w wystającą kończynę.
- Nie żebym się o coś dopominał, ale najwyższa pora nakarmić swoje puszyste Szczęście i Ukochanego Lokatora.
Odwróciła się i pogłaskała mnie odruchowo zatapiając palce w moim futrze.
Zaspany wzrok mówił mi jedno: "jeszcze 5 minut!!".
Szybko przekalkulowałem i stwierdziłem, że mając nadal za mało centymetrów w obwodzie brzucha w zastraszającym tempie mogę utracić kolejne kalorie na bezowocnym domaganiu się pożywienia! Nie pozostawało więc nic innego, jak zamarkować nagłą potrzebę natury wydalniczej.
Jeden, cichy, acz zdecydowanie przeciągły pomruk zdarł nieszczęsną kobietę z łóżka i odruchowo poszurała do drzwi pokoju trzymając mnie na rękach.
- A teraz powoli, po schodach w dół i na prawo, prosto do pełnej miseczki. Wątróbka mile widziana. Witaj piękny świecie i takie tam...-pomyślałem.
Zapomniałem! Jak zapomnieć mogłem!! Kobiety ze swej natury prostolinijne zapominają, że zamarkowana potrzeba wyjścia na pole może wiązać się ( i należy to zawsze sprawdzić!!) z uprzednią potrzebą zapełnienia kociego brzuszka, bo inaczej kotu grozi:
- niedożywienie
- wyblaknięcie sierści
- głód
- wychłodzenie
- anemia
- wyłysienie
- depresja i niechybna śmierć głodowa w ciągu kilku minut od teraz.
Po co więc ryzykować?!
Kobieta zaś ująwszy mnie pod łapy zamiast skręcić w kierunku miseczki bezpardonowo otworzyła drzwi wejściowe i wyrzuciła mnie na zewnątrz zatrzaskując drzwi.
I co z tego, że jest 5. rano? Koty mają swoje potrzeby!!!
Nie czekając więc długo postanowiłem strzelić focha i oddaliłem się niespiesznie w z góry zaplanowane miejsce: na werandę sąsiada, dobrym zwyczajem osłoniętą od deszczu i zaopatrzoną w niezbędne dla kota miękkie fotele z dodatkowymi poduchami.
Panciunia jeszcze mnie popamięta, tymczasem trzeba nabrać sił, by wyglądać olśniewająco, gdy poruszona sumieniem wybiegnie za kilka chwil na zewnątrz, wykrzykując me imię i zalewając się rzewnymi łzami w dowód pokuty.
Po godzinie okazało się, że przeceniłem jej przywiązanie. Nie wybiegła i w całym swym kocim oburzeniu muszę zaznaczyć, że łzy nie uroniła.
Nie przeszkadzało mi to jednak spokojnie walczyć o przetrwanie znaną i sprawdzoną metodą: wyglądając puszysto.
Sąsiad - człowiek prawego serca i hojnej dłoni, ulitował się nade mną. Przy okazji rozrzucania posiłków swoim podopiecznym około godziny 6. uraczył i mnie drobiną smakowitej karmy.
Jego osobisty Puszek nigdy nie miał nic przeciwko stołowaniu się przy wspólnej misce, a ponieważ nie było go akurat w pobliżu - tym bardziej nie protestował. Gdyby nie chciał się dzielić, nie zostawiałby miski przed domem - proste, prawda?
Bez zbytecznych podziękowań oddaliłem się pospiesznie, by gospodarz nie ujrzał zawczasu pustej miski, a Puszek miał racjonalny powód, by dopomnieć się o dokładkę.
Szybko zająłem strategiczną pozycję na parapecie własnego domu i starałem się - na ile to tylko możliwie - wyglądać jak styrany, pełen zgorzknienia wobec złego świata, porzucony i niedożywiony przedstawiciel kociego rodu.
Okazji na dokładkę nigdy nie za wiele.
Jeśli więc spytacie mnie, jak to jest, że z natury dzikie stworzenie, którym jest kot dało się udomowić, powiem Wam wprost: nie dało!
Zmieniły się tylko sposoby walki o przetrwanie.
To co kiedyś musieliśmy wyszarpać przeciwnikowi wprost spod pazurów teraz zgarniamy w pocie czoła płaszcząc się na kanapach, mrucząc i obnosząc się z mięciutkim, nastroszonym futerkiem po całym domu.
Wszelki wysiłek w to włożony opłaca się i nie ma na świecie obrazka równie pięknego, jak radość człowieka, który dzieli się z nami kęskami swego posiłku. Wdzięczność ta płynie zaś prosto z jego serca i wynika z banalnego przecież faktu, że pozwoliliśmy się zaprosić do domu i przyjęliśmy na siebie jako koty odpowiedzialny obowiązek sprawowania władzy w domu jako jedyne słuszne ogniwo w teorii zapomnianej przez Darwina.
A czy Ty przejąłeś już władzę w swoim domu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz