sobota, 17 listopada 2012

Okuribito” – czyli ostatnie pożegnania po japońsku


Młody wirtuoz gry na wiolonczeli traci pracę. Poszukując nowej trafia na ofertę „pomocy przy podróżach”. Jak się jednak okazuje – także w ogłoszeniach o pracę trafiają się błędy…

Biura podróży zwyczajowo nie są wypełnione trumnami. Japońskie nie różnią się w tym względzie od europejskich.
Kiedy nasz główny bohater trafia pod adres podany w ogłoszeniu nie jest przygotowany na cokolwiek, co ma go spotkać: oto zamiast pomocy przy podróżach, oferta pracy dotyczy pomocy w tradycyjnym, japońskim domu pogrzebowym.
Pełen sprzecznych uczuć decyduje się spróbować swych sił w tej pracy. Skrywając przed swoją żoną prawdę, powoli zagłębia się w świecie rytuałów i tytułowych pożegnań. Początkowo czując strach i niemoc w obliczu śmierci, stopniowo zaczyna odkrywać rzeczywistą rolę, jaką pełni w tytułowych  pożegnaniach.

Japońskie kino bardzo często kojarzy nam się z produkcjami kina akcji, niejednokrotnie spod znaku fantastyki. Artystyczne zagłębie jakim jest Japonia pozwala jednak z łatwością odnaleźć równie wiele filmów, których istotą jest plastyczność przekazu bardzo konkretnych emocji, klimatu. Posługując się językiem obrazu i dźwięku, filmy japońskie dają nam – ludziom zachodu – wejrzeć w inspirujący i tajemniczy świat współczesnego orientu.
„Okuribito” to jedna z najpopularniejszych – choć wciąż nie dość rozpoznawalna – produkcja ostatnich lat, która prowadzi nas z głównym bohaterem poprzez kolejne etapy jego nauki jako mistrza tradycyjnej ceremonii pogrzebowej.
Temat bardzo interesujący, bo wprowadzający nas w świat jednej z najbardziej intymnych sytuacji życiowych, a jednocześnie pociągających z racji swojej niedopowiedzianej natury. Klimat, klimat, klimat… tak można jednym słowem określić ten film, który stawiając nam przed oczami bardzo trudny temat, nie zadręcza nas ciężarem żałoby epatującej z każdego ujęcia, ale pokazuje najróżniejsze aspekty przejścia od życia do śmierci. Naszego bohatera spotykają  niejednokrotnie sytuacje komiczne, rozładowujące nagromadzone w widzu emocje, ale i trudne, związane przede wszystkim z niemożnością odcięcia się od pracy nawet po jej zakończeniu. Zaczynającego go prześladować „memento Mori” powoduje, że konieczne jest poszukiwanie ujścia dla emocji (tak jego, jak i widza).
Parabola, którą w ten sposób zataczamy – wracając do motywu muzyki – daje wytchnienie i nie pozwala melancholijnego nastroju sprowadzić do smutku.


Japońskie kino ma w Polsce swoją stałą widownię, ale też często jest idealnym materiałem „eksperymentalnym” dla tych, którzy chcą poznać coś nowego i zupełnie świeżego dla człowieka z zachodu. „Okuribito” jest w tym przypadku filmem, którego nie da się z pamięci wymazać – pozostaje w myślach długo po obejrzeniu i pozwala z przyjemnością do siebie powracać.

Puenta całości, to fakt, że "Okuribito" zgarnęło Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny.  Niestety, dla wielu film ten pozostał nieznanym, tak jak i projekcje z drugiej z moich ulubionych kategorii Oscarowych - krótki film animowany...ale to już zupełnie inna historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz