czwartek, 1 listopada 2012

Droga na cmentarz i kilka przemyśleń



Może temat ciężki, jak na lifestylowego bloga, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zanotować tu dzisiaj kilku zdań "okolicznościowych".

Pospacerowałam dziś po okolicznych nekropoliach - poza okropnym wiatrem, muszę przyznać, że bardzo mi się spodoało. Nie chodzi tylko o to, że "jesteśmy tacy gotyccy i chodzimy nocą po cmentarzach", ale o to, że jak na małą miejscowość przystało, zdarzają się piękne stare grobowce i pomniki, poza tym niewielu ludzi w starszej części cmentarza ( ale 99% miejsc odświeżonych, uprzątniętych i delikatnie oświetlonych...), więc jest...klimat.

Dużo przyjemnych, melancholijnych przemyśleń, ale też przypomniały mi się trzy drobiazgi - zasłyszane, niepotwierdzone, albo niezrozumiałe jak dla mnie, a z obrzędami pogrzebowymi związane.

Po pierwsze:

szukałam informacji na temat zwyczaju chowania zmarłych dziewcząt stanu wolnego w sukniach ślubnych, z welonem wystającym z trumny. Opowieść chyba z Polski centralnej - niestety brak potwierdzenia skąd to się wzięło, czy dalej jest praktykowane i co miało to symbolizować..?

Po drugie:

rzeczywiście istniejący zwyczaj, chociaż już zanikający z najbliższej okolicy: przy wyprowadzaniu ciała zmarłego z domu rodzinnego, niosący trumnę robią z nią przysiady nad każdym z progów domu, na znak żegnania się dawnego mieszkańca ze swoim gospodarstwem. Dzisiaj tego typu "atrakcja" już praktycznie niespotykana, ale warto zanotować pośród innych zwyczajów grzebalnych itp. Względy higieniczne straszliwie okroiły nam dziś sposób przeżywania żałoby, zdusiły nas konwenanse, a jednocześnie śmierć przestała być czymś normalnym - bo chociażby zwyczajne zabicie kury na obiad jest już zapewne obce większości tzw. "prawdziwych facetów". No więc i ze śmiercią człowieka będzie w przyszłości problem.
Ogromnie spodobało mi się zaznaczenie problemu w pierwszym odcinku "Six feet under"...ten serial to jednak inna pieśń, więc wracajmy do dzisiejszych przemyśleń...

Po trzecie i ostatnie:

Przełom XIX i XX wieku to pierwszy z momentów, z których zachowała się fotografia w różnej postaci. Wśród rozmaitych fotografii - niemal zawsze okolicznościowych, czy upamiętniających rodzinę, znaczną część stanowią fotografie "śpiących".
Fotografia post mortem to niesamowita część historii fotografii, która równie przeraża, co interesuje. Biorąc pod uwagę trudność w dostępie do fotografii, wiele rodzin jako jedyne pamiątki po osobach mogły zachować właśnie takie zdjęcia - wykonane już po śmeirci bliskich.
Po dłuższym okresie przejsciowym, fotografia stała się czymś bardzo dostępnym i wykorzystywanym w najróżniejszych sytuacjach.
Współczesna fotografia post mortem - aranżowana w sytuacji pogrzebowej - niesmaczy mnie. Rodzina oglądająca po wszystkim fotografie zmarłej w trumnie...ojjj! Zły pomysł!


Syrenko...strach pytać, ale...co myślisz o tym wszystkim?


Smoku!

Owszem, słyszałam, że niezamężne dziewczęta chowane są w białych sukniach, prędzej z wiankiem (o ile w ogóle) niż z welonem ;)
A symbolizuje nic innego, niż czystość i niewinność ;)
Jednak jak się okazuje, zwyczaj ten dotyczy również płci przeciwnej. Byłam na pogrzebie nastolatka i co wtedy wydawało mi się niejako czymś tak zupełnie innym tradycyjnie, że aż niestosownym, to właśnie fakt, że chłopaka chowano w jasnym garniturze i białej trumnie...

Co do drugiego zwyczaju, to nie słyszałam nigdy. Przyznaje się bez bicia, fascynacji śmiercią nie przeżywałam, stąd też pewnie nikła moja wiedza z zakresu umierania jako takiego i obrządków z tym związanych.

Trzeci aspekt twoich rozmyślań troszeczkę mną wstrząsną. Nie zastanawiałam się nigdy nad tym, ze można robić pamiątkowe zdjęcia zmarłym. Rzecz uważam za mało stosowną. Moje pierwsze skojarzenie: zrobię sobie zdjęcie ze zmarłym krewnym i wrzucę na fejsbuczka. Wiem, że idea fotografii post mortem zakłada coś innego, jednak pierwsze skojarzenie wyglądało tak, a nie inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz