piątek, 2 listopada 2012

Testujemy kosmetyki - o tym jak mydło mydłu nierówne

Mydło to mydło. Wodą i mydłem niejednego już umyto i skoro przez wiele dziesięcioleci po ulicach chadzały piękne kobiety, to znaczy, że niewielu mydło zabiło a i jako tako - także nie szkodziło urodzie.
Dzisiaj pośród milionów "zamienników" w postaci płynów wszelakich do mycia kolejnych wyspecjalizowanych części ciała, wydaje się, że tradycyjne mydło w kostce powinno zostać dawno zapomniane.

Tymczasem warto - nawet w świecie ultranowoczesnych i superodżywczych pianek / żelów / kremów / sprayów i innych toników zdać się czasem na działanie zwykłej kosteczki. Efekty mogą nas zaskoczyć!

Biały jeleń - tradycyjne, dobre, polskie szare mydło. Od pewnego czasu nie pachnie już tak charakterystycznie, jak kiedyś. Pozostaje bezzapachowe, ale działanie antybakteryjne znane już przez nasze babcie - pozostało.

Raz na jakiś czas właśnie opiece Białego Jelenia pozostawiam swoje ciało. Nie tylko przyjemnie oczyszcza twarz, ale co ważniejsze działa bakterio i grzybobójczo. Szczególnie w takich przejściowych okresach jak jesień / zima i  zima / wiosna warto raz czy dwa zrezygnować z mikroelementowych cudów technologii i wziąć najzwyklejszą w świecie kąpiel w szarym mydle. Dlaczego? Otóż okresy przejściowe mają to do siebie, Drogie Panie, że spada nam odporność i łatwiej możemy złapać np. grzybowego przyjaciela.
Wszelkiego rodzaju podrażnienia skóry, czy ranki także z radością przyjmą zwykłe szare mydło. Wysuszy ono także zaskórniki, a nie "zmorduje" skóry jak niektóre współczesne środki.

Wiem, że istnieją tacy, którzy absolutnie sprzeciwiają się rzeczom tanim.
Biały Jeleń "niestety" taki właśnie jest, ale warto pomyśleć o nim w takim przypadku jako o wyrobie "tradycyjnym, od lat stosowanym" - prawda że brzmi inaczej?

Prosta rzecz, a pomoże.

W swojej długiej drodze poszukiwacza kosmetyków na niedoskonałości skóry związane z jej tłustą naturą przeszłam także wspólną drogę z osławionymi mydełkami siarkowymi.
Nie wspominam jednak tych eksperymentów pozytywnie.
Podobnie jak borykająca się z podobnym problemem Przyjaciółka - ona sprawdzała na sobie osławione mydełko syryjskie- nie mogłam się po mydełkach siarkowych pozbierać ze swoją cerą. Dlaczego?
Dlatego, że po jego stosowaniu natychmiast wypryski na twarzy zaogniały się, a dodatkowe drobiazgi, drzemiące słodko pod skórą nie mogły się pomieścić w kolejce na powierzchnię. Kontynuowałam mycie twarzy mydełkiem siarkowym(jak i Psiapsióła syryjskim...) przez mniej więcej 2-3 tygodnie. Efekt? Brakowało za przeproszeniem miejsca na twarzy dla tych wszystkich syfków, które chciały się wydostać ( a nie wiadomo, gdzie tyle czasu się chowały!).

Drogie Panie - rada bezcenna na zawsze: choćby tysiące zadowolonych klientek popierało jakiś kosmetyk, to na tysiąc pierwszej może on nie zrobić żadnego wrażenia, albo wręcz jej zaszkodzi - nie ma reguły! Jeśli coś po pierwszym użyciu podrażnia skórę, albo w znaczący sposób pogarsza dotychczasowe przypadłości, to nikła jest szansa, że z danym kosmetykiem pójdziemy pod ramię do końca życia.

Konieczne są jednak eksperymenty i tu dochodzimy do ostatniego mydełka, które mnie zachwyciło i które na stałe zadomowiło się w mej łazience.

Mowa o pewnym polskim wynalazku uniwersyteckim - mydełku z cząsteczkami nanosrebra, które dostałam zupełnie przez przypadek.
Oczyszczająco kojące właściwości zaskoczyły mnie. Mając tendencję do otwierania się porów skóry twarzy z łatwością wszystko oczyściłam, a twarz nie "kurczyła mi się" od wysuszających mydełka właściwości. Twarz po kąpieli z tym mydełkiem prezentuje się bardzo ładnie i jest...gładko-delikatna ( nie mogłam znaleźć lepszego słowa). Podobnie jak mydło szare - to z cząsteczkami nanosrebra łączy w sobie właściwości bakterio i grzybobójcze, więc będzie idealnym zamiennikiem dla płynów do higieny intymnej.

Jak zwykle więc - polecamy eksperymenty!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz